Czemu polskie Detroit?

Detroit to światowy symbol upadku miasta. Podręcznikowy przykład tego, jak rozwój przemysłu spowodował najpierw rozkwit całego miasta, a następnie jak jego upadek, pociągnął za sobą agonię i wyniszczenie całego regionu. Spowodowało to masową emigrację ludności, społeczną biedę i wykluczenie, aż finalnie doprowadziło do bankructwa miasta. Patrząc na Konin, szybko dostrzeżemy, że nasze miasto zmierza w tym samym kierunku.

Detroit USA
Głównym podobieństwem Konina i Detroit, oczywiście w zdecydowanie mniejszej skali, jest to, że o rozwoju i rozbudowie miasta zdecydował rozwój przemysłu. W Detroit wpływ na to miał przemysł motoryzacyjny, w Koninie z kolei sektor energetyczny i branża metalurgiczna. W 1960 roku Konin liczył nieco ponad 17 tysięcy mieszkańców. Ale już 30 lat później, liczba Koninian wzrosła o ponad 450% i wynosiła ok. 80 tysięcy. W Koninie osiedlili się ludzie z całej Polski, a rozwój przemysłu spowodował powstanie praktycznie nowego miasta. Do dziś zresztą aktualny jest sztuczny podział miasta na Stary i Nowy Konin, które rozdzielone są rzeką Wartą i wyspą Pociejewo.

Gdy kryzys industrializacyjny, przestrzenny i społeczny dotarł do Detroit, widmo upadku stało się oczywiste. Gdy w Polsce przyszła przemiana gospodarczo-ustrojowa, Konin mimo wszystko pozostał w czasach PRL. Przez 25 lat, począwszy od 1990 roku władze w mieście sprawowała lewica. Przespano okres transformacji, wierząc, że firmy z zagłębia energetycznego i metalurgicznego będą trwały w swojej postaci wiecznie. Nie ściągnięto żadnego inwestora, który stworzyłby nowe miejsca pracy i zdywersyfikował gospodarkę regionu. To doprowadziło to masowego exodusu Koninian, drastycznego wzrostu bezrobocia i zaburzyło wszystkie procesy demograficzne, powodując - ogólnie rzecz ujmując - zestarzenie się konińskiego społeczeństwa. Brak perspektyw dla młodych mieszkańców pociągnął za sobą cały szereg różnego typu zjawisk patologicznych, które sprawiły, że Konin stał się miastem regresji.

Konin. Osiedle mieszkaniowe
Również brak odpowiedniej polityki przestrzennej, podobnie jak w przypadku amerykańskiego Detroit, spowodował, że dotychczasowi mieszkańcy Konina zaczęli zasiedlać przedmieścia i okoliczne gminy. Tam wielu mieszkańców lokowało swoje inwestycje budowlane, powstały nowe osiedla domów jednorodzinnych. W Koninie, mimo iż pod względem powierzchni (ok. 80 km2) miasto jest drugim największym w Wielkopolsce, nigdy nie uporządkowano ładu przestrzennego i nie stworzono żadnej koncepcji zagospodarowania terenów, które po dzień dzisiejszy często traktowane są jako nieużytki i zwyczajne pastwiska. Niewystarczająca powierzchnia dogodnych lokalizacji pod budownictwo mieszkaniowe, doprowadziła między innymi do tego, że liczba mieszkańców okolicznego powiatu konińskiego wzrosła o kilka procent, oczywiście w dużej mierze kosztem samego Konina.

Dziś dalej obserwujemy postępującą regresję miasta. W czasach, gdy cała Polska i praktycznie niemal każda gmina bije się o inwestorów tworzących nowe miejsca pracy, oferując uzbrojone tereny inwestycyjne, dogodne warunki dojazdowe, liczne ulgi, kompletną pomoc prawną i dokumentacyjną, (...i tak dalej i tak dalej), konińskie władze udają, że w naszym mieście nic złego się nie dzieje. Pozoruje się tylko pewne działania, z których i tak nie ma żadnego efektu. A miasto umiera dalej...